Podstawowe informacje o historii i kulturze Wilamowian
Podstawowe informacje o historii i kulturze Wilamowian
Wilamowice znane są na całym świecie jako ciekawostka na mapie kulturowej Europy. Mimo to, wielu mieszkańców Polski nie zdaje sobie sprawy, że w ich kraju leży miasto, w którym mówi się niezrozumiałym dla większości Polaków językiem.
Język ten wywodzi się z mowy, którą w XIII w. posługiwali się założyciele Wilamowic. Byli to osadnicy z zachodniej Europy, o których pochodzeniu nie mamy właściwie żadnych dokumentów historycznych. Według miejscowej legendy (której nie da się ani jednoznacznie potwierdzić, ani wykluczyć) przybyli oni na te tereny z Flandrii, zwanej w Wilamowicach również „Flamandią” lub Holandii. Dla Wilamowian najistotniejsze jest jednak, że ich przodkowie nie byli pochodzenia polskiego ani niemieckiego. Z legendy tej wzięło się określenie „Flamandowie z Wilamowic” popularne zarówno w samych Wilamowicach i okolicy. Od blisko 200 lat informacje o flamandzkim pochodzeniu Wilamowian pojawiają się również w tekstach naukowców i dziennikarzy.
„Wymysiöeryś” przez kilkaset lat funkcjonował jako język codziennej komunikacji większości mieszkańców miasta. Jeszcze w XIX w. był używany w szkole i kościele, gdyż nauczycielami i księżmi byli często rodowici Wilamowianie. Dzieci rozpoczynające naukę szkolną nie rozumiały języka polskiego – pierwszy rok edukacji poświęcano na naukę języków polskiego i niemieckiego. Dzięki temu większość Wilamowian była trójjęzyczna i mogła się porozumieć zarówno z polsko- jak i niemieckojęzycznymi mieszkańcami okolic Bielska.
W okresie późnego średniowiecza różnorodność językowa nie była na pograniczu Śląska i Małopolski niczym specjalnym. Większość miejscowości jednak w ciągu kilku stuleci całkowicie się spolonizowała, czego przykładem może być granicząca z Wilamowicami Stara Wieś. Jeszcze w XVI w. miejscowość ta nosiła nazwę „Stare Wilamowice”, co może świadczyć o tym, że założyli ją ci sami osadnicy, co dzisiejsze Wilamowice.
Jednak jak to się stało, że to akurat Wilamowianie do dzisiaj szczycą się swoją odrębnością kulturową? Na to pytanie próbowało odpowiedzieć wielu badaczy już od połowy XIX w. Niestety, zwłaszcza w przypadku badaczy tzw. niemieckich wysp językowych (do których zaliczali Bielsko i okolice), aktualna ideologia polityczna okazywała się ważniejsza od analizy naukowej. Niektórzy z nich chcąc uzasadnić imperialistyczne zakusy III Rzeszy, usiłowali udowodnić niemieckość Wilamowian (częściowo również Starej Wsi). Przyznawali, że wilamowska kultura i język różnią się od niemieckiej, ale uznawali to na efekt izolacji Wilamowic od niemieckojęzycznego Hałcnowa czy Lipnika przez polonizację Pisarzowic i okolicznych wsi.
Tymczasem Wilamowianie znani byli z utrzymywania się z niepopularnej w rolniczych wsiach profesji, jaką był handel. Skupowali oni w Wilamowicach i okolicy płótno i sprzedawali je w całej Europie. Jeździli do Londynu, Paryża, Berlina, Lubeki, Hamburga, Moskwy, Kijowa, a nawet do Stambułu. Ciężko więc mówić w ich przypadku o izolacji od języka niemieckiego, skoro ożywione kontakty utrzymywali i z osobami niemieckojęzycznymi z Bielska i okolic i z tymi mieszkającymi w dalekich miastach. Swoje składy materiałów mieli głównie w Wiedniu i Grazu, ale również i w Madrycie. W Wiedniu osiadło kilkuset Wilamowian, którzy przez długie lata tworzyli tam społeczność. Do dzisiaj żyje jeszcze tam kilka osób, które znają język wilamowski czy umieją śpiewać piosenki w tym języku.
Najsłynniejszym wilamowskim handlarzem był Baltazar Damek (1669-1760), który wzbogacił się na handlu płótnem na Węgrzech. Jego zdolności przedsiębiorcze rozniosły się po okolicy, przez co został wybrany burmistrzem Białej. Ufundował on kaplicę dla katolików, która stała na miejscu obecnego kościoła Opatrzności Bożej.
Do utrzymania odrębności językowej Wilamowic przyczyniła się również reformacja. Już w 1550 r. Wilamowianie, podobnie jak mieszkańcy większości okolicznych miejscowości, przyjęli ewangelicyzm reformowany, a budynek dotychczas katolickiego kościoła stał się kościołem kalwińskim. Inne miejscowości już na pocz. XVI w. dość szybko przechodziły na katolicyzm. Tymczasem Wilamowianie dopiero w 1640 r. zostali do tego zmuszeni przez nowego właściciela miejscowości. Nawet po tym, wielu Wilamowian pozostało wiernymi wyznaniu helweckiemu, według niektórych źródeł wybudowali oni drugi kościół protestancki, który stał jeszcze w 1750 r. Dziś większość Wilamowian to katolicy, ale zamiłowanie do handlu, którego początków możemy szukać w protestanckiej przeszłości miasta, pozostało im do dzisiaj. Możemy się o tym przekonać odwiedzając targi w Bielsku czy Cieszynie, gdzie wielu Wilamowian nadal oferuje swoje towary.
Handel i związane z nim bogactwo umożliwiły Wilamowianom wykupienie się z poddaństwa w 1808 r. i dziesięć lat później otrzymanie od władz austriackich praw miejskich. Jest to ewenement biorąc pod uwagę inne miejscowości leżące na terenie współczesnej Polski. Okres przynależności do Monarchii Habsburgów był zdaniem wielu czasem największego rozkwitu miasta. Wtedy też język wilamowski wytworzył swoją formę literacką. Już pod koniec XIX w. pisał w nim poeta Florian Biesik, którego największym dziełem jest poemat „Uf jer wełt” (Na tamtym świecie) inspirowany „Boską Komedią” Dantego. W Wilamowicach nie zdobył on wtedy popularności. Powodem mogło być to, że główny bohater poematu podczas swojej wędrówki przez niebo, czyściec i piekło napotyka Wilamowian wymienionych tam z imienia i nazwiska. Nie każdy był zatem zadowolony z obecności swojego przodka w czyśćcu lub piekle. Do piekła trafił np. brat Floriana, Herman, który napisał słownik języka wilamowskiego. Jego winą w oczach Floriana było uznanie języka wilamowskiego za dialekt niemieckiego. Trzeci brat – Jan, według legendy, miał papugę, która mówiła po wilamowsku.
Dziś twórczość Biesika znana jest dzięki pracom naukowym profesora Tomasza Wicherkiewicza z UAM w Poznaniu oraz grupie teatralnej „Ufa Fisa”, która wystawiła sztukę na podstawie jego poematu w Teatrze Polskim w Warszawie.
Drugim, obok języka wyznacznikiem odrębności Wilamowian jest strój. Wbrew powszechnej opinii nie został on przywieziony przez pierwszych osadników, a jest raczej efektem podróży wilamowskich handlarzy oraz kreatywności miejscowych kobiet, które dokonywały wyboru z przywożonych przez swoich mężów materiałów. Strój ten stał się kombinacją wzorów pochodzących z różnych zakątków Europy. Czerwone chustki nagłowne produkowane były w Vorarlbergu, materiały na fartuchy w Czechach, a według legendy odziewaczki o roślinnych wzorach sprowadzano z Istambułu, a kraciaste – ze Szkocji. Do najstarszych elementów stroju kobiecego należą z pewnością związki „drymły”, koszula „jypła” oraz welon, który wykonany był dawniej z cienkiego płótna.
Co najbardziej odróżnia strój Wilamowianek od innych strojów noszonych na terenie współczesnej Polski, to nie tylko zróżnicowanie kolorystyczne, ale wielość kompletów przeznaczonych na różne okazje. Istniały niepisane zasady dobierania odpowiednich dodatków (fartuch, chustka, odziewaczka) do odpowiednich wzorów spódnic na konkretne okazje. Spódnice te miały swoje nazwy: grinśtrimikjerök – z zielonymi paskami, gałśtrimikjerök – z żółtymi paskami, zejwagułdnikjerök – kupiona za siedem guldenów, rȧnabögarök – tęczowa. I tak np. do spódnicy z niebieskimi paskami (błöwśtrimikjerök) obowiązywał fartuch z wężowymi paskami (myta yterśtrima). Złamanie tych zasad mogło skutkować sankcjami społecznymi.
Podobnie było w przypadku zakrywania głowy: jeszcze w okresie międzywojennym mężatki pierwszy czepiec ubierały w łóżku, tak, by nikt poza mężem nie widział ich z gołą głową. Do kościoła zakładano siedem czepców na raz.
Wyróżnikiem najbardziej odświętnego stroju był welon. Co ciekawe, był on przeznaczony wyłącznie na Boże Ciało i dla matki chrzestnej, a nie dla panny młodej. Do tego stroju noszono jednokolorowe spódnice czerwone lub niebieskie, z zielonym fartuchem. Na mniejsze święta i niedziele obowiązywały spódnice pasiaste i fartuchy białe w drukowane kwiaty. Również na co dzień Wilamowianki nosiły stroje podobne do tych odświętnych, ale uszyte z tańszych materiałów (głównie z drukowanej bawełny). Ciekawostką jest to, że na żałobę obowiązywały stroje z przewagą kolorów białego, niebieskiego i różowego. Kolor czarny w kobiecym stroju wilamowskim praktycznie nie występował.
Przywiązania do żywej kolorystyki w ubiorze nie przejawiali natomiast wilamowscy mężczyźni. Swoim strojem dostosowali się do mody miejskiej, zwłaszcza wiedeńskiej, o czym świadczą czarne, dwurzędowe płaszcze z aksamitnym kołnierzem zwane „ibercijerami”. Współczesny strój Wilamowian to połączenie tej mody z rekonstrukcją starych elementów na podstawie przekazów oraz kostiumem scenicznym stworzonym na potrzeby zespołu regionalnego w latach 30.
Wilamowice słyną również z bogatych zwyczajów i obrzędów. Najsłynniejszym jest wilamowski śmiergust. Polega on na tym, że chłopcy w wieku ok. 16-25 lat przebierają się w kolorowe stroje (składające się, oprócz bluzy i spodni, z maski i kapelusza z kwiatami z bibuły), chodzą po domach dziewczyn i polewają je wodą. Robią to już od Niedzieli Wielkanocnej wieczorem. W każdym domu dostają również poczęstunek i napitek. W Lany Poniedziałek przebywają na rynku, gdzie polewają wodą dziewczyny wracające z kościoła. Najwięcej można ich zaobserwować ok. godz. 10:00 i 12:00.
Duża część mieszkańców miasta, mimo że nie używa na co dzień języka wilamowskiego i nie nosi kolorowego stroju, nadal czuje związek z pierwszymi osadnikami i wilamowską kulturą. To poczucie kulturowej odrębności – zarówno od Niemców jak i Polaków świadczy o tym, że Wilamowianie tworzą grupę etniczną, tak jak Ślązacy czy Kaszubi. Dlatego też piszemy ich nazwę dużą literą.
Wśród wielu rzeczy, które łączą Wilamowian, jest również zbiorowa pamięć o przeszłości. Dotyczy to szczególnie tragicznych wydarzeń XX wieku: II wojny światowej i okresu powojennego. Wilamowianie jako odrębna grupa etniczna w większości nie czuli się częścią narodu polskiego ani niemieckiego. Starali się żyć z dala od polityki. Często podkreślali lojalność wobec cesarza i monarchii austro-węgierskiej. W 1939 r. większość uciekła przed Niemcami, ale szybko powróciła w obawie przed nadchodzącą agresją ze strony radzieckiej. Jako ludność pochodzenia germańskiego zostali zmuszeni do przyjęcia narodowości niemieckiej w formie deklaracji tzw. Fingerabdrucku, a później Volkslisty. Głównym argumentem do podpisania Volkslisty było to, że kilkudziesięciu Wilamowian, którzy odmówili, niemieccy okupanci wywieźli do więzień i obozów. Podpisanie Volkslisty wiązało się natomiast ze służbą w Wehrmachcie. Większość Wilamowian (ok. 70%) otrzymała Volkslistę gorszej, trzeciej kategorii. Pomagali oni Polakom m. in. poprzez zapisywanie ich do fikcyjnej pracy na swoich gospodarstwach, aby nie byli wywiezieni na roboty w głąb Rzeszy. Z relacji i dokumentów wynika, że Wilamowianie mieli możliwość wysiedlania mieszkańców okolicznych wsi i przejmowania ich gospodarstw, ale tego nie zrobili.
Terror, który rozpoczął się po wkroczeniu Armii Czerwonej nie skończył się po jej odejściu. Część mieszkańców okolicznych wsi aktywnie zaangażowała się w prześladowania Wilamowian. Zabroniono używania języka i stroju wilamowskiego: osoby, które mówiły tym językiem były bite (zdarzały się przypadki śmiertelne), a kobiety noszące stroje – publicznie rozbierane. Część Wilamowian wywieziono do obozów na terenie Polski (Oświęcim, Jaworzno, Mikuszowice) i ZSRR. Najmłodsi więźniowie mieli po 14 lat. Kilkadziesiąt rodzin wysiedlono, to znaczy wyrzucono je z domów i pozostawiono na bruku. Swoje gospodarstwa mogli odzyskać dopiero po odwilży 1956 r. Wspomnienia te do dziś są w Wilamowicach żywe, nawet jeśli większość świadków nie żyje, przekazywane są one z pokolenia na pokolenie.
W czasie PRLu i w latach 90. jedyną ostoją wilamowskiej kultury w przestrzeni publicznej był Zespół Regionalny „Wilamowice”. Pierwszy zespół w Wilamowicach został założony w 1929 r i działał do wybuchu wojny. W 1948 r. zespół reaktywowała Jadwiga Stanecka, która przekonała władze, że zakaz noszenia stroju powinien zostać odwołany. Niedługo później wilamowskimi wzorami zainteresowała się Cepelia, która wykorzystała je na produkowanych przez siebie obrusach, makatkach i innych elementach wyposażenia domu. Zespół funkcjonuje do dziś i ma na swoim koncie wiele występów i sukcesów w konkursach w kraju i za granicą. Można go zobaczyć również w Wilamowicach, np. podczas cyklicznej imprezy „Wilamowskie Śmiergusty” organizowanej przez Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Wilamowicach na przełomie wiosny i lata.
Na początku XXI w. grupa młodych Wilamowian skupiona wokół Stowarzyszenia „Wilamowianie” zdecydowała się na podjęcie próby rewitalizacji, a więc ożywienia wymierającego już języka wilamowskiego. Nie było to zadanie łatwe: rewitalizacja językowa opiera się na trzech filarach – dokumentacji, nauczaniu i zmianie postaw wobec języka. Najważniejszy jest ten trzeci filar, gdyż nawet, jeśli język jest dobrze udokumentowany i możliwa jest jego nauka, muszą znaleźć się ludzie, którzy będą chcieli to robić. Dzięki kreatywności i pracowitości lokalnych działaczy powstały liczne inicjatywy, w które zostali włączeni mieszkańcy. Jedną z nich jest młodzieżowa grupa teatralna „Ufa fisa”, które od lat wystawia w języku wilamowskim sztuki inspirowane zarówno literaturą wilamowską (np. utwory Floriana Biesika) jak i światową (Hobbit, Mały Książe, Opowieść Wigilijna).
Choć język wilamowski nadal nie został wpisany do ustawy o języku regionalnym (nie może więc być nauczany w ramach oficjalnych lekcji w szkole, jak np. język kaszubski), dzięki działaczom Stowarzyszenia nauczyło się go kilkanaście młodych osób z Wilamowic i okolicy. Jako języka obcego można się go uczyć również na Uniwersytecie Warszawskim.
Należy wspomnieć również o językoznawcach i miłośnikach małych języków z całego świata, którzy regularnie przyjeżdżają do Wilamowic by mówić po wilamowsku. Wśród użytkowników wilamowskiego jest np. Carlo Ritchie, znany australijski komik, oraz Kyota Shimomura, językoznawca z Japonii. Zarówno wilamowska młodzież, goście z innych kontynentów jak i ponad 90-letnie Wilamowianki, które znają ten język z domu, tworzą jedną wspólnotę osób mówiących po wilamowsku. Osoby te można spotkać np. na rokrocznie odbywających się obchodach Dnia Języka Ojczystego pod koniec lutego.
Strój wilamowski również jest wciąż żywy, czego dowodem jest to, że ulega on ciągłym przeobrażeniom, czemu towarzyszą ożywione dyskusje wśród Wilamowianek na temat tego, jak powinien on wyglądać. W ostatnich latach również strój męski uległ znacznym zmianom polegającym zarówno na powrocie do zapomnianych elementów (np. ibercijera) jak i tworzeniu nowych i stał się ważny dla wilamowskiej tożsamości.
Wciąż obecnym wyróżnikiem Wilamowian są ich nazwiska – Biba, Danek, Fox, Mika, Mosler, Rosner, Schneider, a zwłaszcza Figwer i Zejma, które noszą tylko Wilamowianie i ich potomkowie. W różnych wersjach pisowni (również tej spolszczonej – Foks, Rozner, Sznajder) można je zobaczyć na nagrobkach na miejscowym cmentarzu komunalnym.
Ponieważ związki małżeńskie często zawierano w ramach miasta, nazwiska te się powtarzały i jeszcze niedawno nazwisko Jan Danek, Józef Fox czy Anna Figwer nosiło kilkadziesiąt osób. Aby je rozróżnić, stosowano przydomki. Nie były to przezwiska dotyczące jednej osoby, ale przydomki „przyklejone” do danego rodu, czasem przez kilkaset lat. Niektóre miały swoją etymologię w zawodach wykonywanych przez dane osoby (Tyśłer – stolarz, Śłyser – ślusarz), inne tworzono od imion. I tak „Hȧla-Frana-Mjyra-Jüza” oznaczało Józefa, syna Kazimierza, który był synem Franciszka i Elżbiety. Mjyra i Hȧla, a w języku polskim – Mirek i Halina, nie oznaczają w Wilamowicach Mirosława i Halinę, a Kazimierza i Elżbietę.
Otwarte w 2024 r. Muzeum Kultury Wilamowskiej stało się miejscem, które nie tylko dokumentuje przeszłość, ale również odpowiada potrzeby teraźniejszości i kreuje przekaz o wilamowskości, który będzie atrakcyjny dla przyszłych pokoleń mieszkańców miasta.
Przydatne linki (zakładka po lewej)
Bibliografia adnotowana publikacji dotyczących kultury Wilamowic i języka wilamowskiego z lat 2001–2020
https://journals.ispan.edu.pl/index.php/adeptus/article/view/a.2363
Bibliografia adnotowana publikacji dotyczących kultury Wilamowic i języka wilamowskiego z lat 1945-2000 i 2022
https://journals.ispan.edu.pl/index.php/adeptus/article/view/a.2751
Zdjęcia:
Fragment rękopisu z wierszem Floriana Biesika.

Wilamowianki w strojach na ciężką żałobę. Fot. Justyna Majerska.
Wilamowscy śmierguśnicy. Fot. Tymoteusz Król

Wilamowianki w strojach na Boże Ciało. Fot. Tymoteusz Król.

Wilamowianki w strojach codziennych. Fot. Tymoteusz Król.

Wilamowianki w strojach na Boże Narodzenie. Fot. Tymoteusz Król.

Neogotycki kościół św. Trójcy w Wilamowicach. Fot. Tymoteusz Król.

Aleksandra Fajfrzyk w stroju na największe święta. Fot. Gabriel Król.

Elżbieta Balcarczyk (Siöeba-Siöeba) w stroju odświętnym. Lata 30.

Bracia (od lewej) Jan, Florian i Herman Biesikowie z żonami.

Nagrobek rodziny Foxów (przydomek Biöetuł-Mjyra). Fot. Tymoteusz Król.

Strój wilamowski (po prawej) wyróżnia się kolorystyką i formą na tle stroju zachodniomałopolskiego zwanego laskim (w środku) i cieszyńskiego (po lewej). Fot. Gabriel Król.

Rynek w Wilamowicach na pocz. XX w.

Widok Wilamowic, w tle, na południu, widoczne Beskidy. Fot. Tymoteusz Król.

Widok Wilamowic, w tle, na południu, widoczne Beskidy. Fot. Tymoteusz Król.

Wilamowscy śmierguśnicy. Fot. Łukasz Zakrzewski.

Zespół Regionalny „Wilamowice” podczas występu. Fot. Daria Mróz.